Udało się! Kolejny punkt z mojej listy postanowień na ten rok skreślony! (Tak nawiasem, to sporo już, z tych postanowień na nowy rok zrealizowałam, a mamy dopiero kwiecień!) Szaleństwo, ale o tym innym razem :).
Wracając do moich lekcji surfingu... To był jeden z najważniejszych punktów wyjazdu do Lizbony, ponieważ odkąd wyjechałam z Portugalii nie mogłam znieść faktu, że mieszkałam tyle czasu w mieście, które słynie z surfingu, a ja sama nigdy tam tego nie spróbowałam, gdzie miałam wiele możliwości ku temu. Jednak teraz moje oczekiwania zostały spełnione, było świetnie! Nie spodziewałam się, że surfing może mi się tak spodobać i dać tyle szczęścia. Jednak prawdą jest, że wysiłek dostarcza nam wiele endorfin, dzięki którym jesteśmy w totalnej euforii, ja na pewno byłam. Tym bardziej, kiedy udało mi się stanąć na desce i złapać falę. Nie było tych momentów zbyt wiele, ale uwierzcie mi, naprawdę nie jest to takie łatwe, jak się wydaje na tych wszystkich filmikach i zdjęciach. Ale ile ma się satysfakcji, jeśli się uda! Teraz, kiedy oglądam vlogi Jon'a Olssona z jego wypraw surfingowych, to wszystko nabiera innego znaczenia i zdaje sobie sprawę, jaka to jest ciężka praca i jak silne trzeba mieć mięśnie, by temu sprostać.
Zakwasy miałam tak okropne, że nie mogłam się ruszać następnego dnia i chyba tylko zimna woda i słońce sprawiało, że nie czułam bólu, podczas drugiego dnia surfingu. Nie zapominajmy też o tych endorfinach, które na pewno w dużym stopniu uśmierzyły ten ból ;p... W dodatku zakwasy trzymały mi się chyba z dobry tydzień po moim powrocie, także to chyba znak, że moja forma jest naprawdę kiepska ;d. Idzie wiosna, tak więc już nie mogę się doczekać słońca i moich porannych power walk'ów. Dajcie mi tylko trochę ciepła proszę!
Buziaki!
____________________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz